czwartek, 26 marca 2020

Xarzebaal - III (2019) "Przez wstręt do piękna"

Jeśli myślicie, że słyszeliście wszystko w swoim życiu. To ja wam rozmyje te myśli. Nie słyszeliście, a na pewno nie wymiocin dwóch panów z hordy Xarzebaal.

Zacznijmy od początku. Xarzebaal powstał z inicjatywy artystów z może bardziej znanego zespołu black metalowego Dagorath. Upiór i Witchslaughter postanowili stworzyć projekt, którego nikt normalny nie pokocha. W szybkim tempie nagrali trzy albumy zatytułowane numerycznie I, II, III ,aby słuchacze nie zastanawiali się zbędnie nad sensem tytułów. A my dziś bierzemy na warsztat najnowszy z nich.

Album III ukazał się w 2019 roku dokładnie 5 lipca w niespełna pięć miesięcy po premierze swojej poprzedniczki. Początkowo ukazał się na taśmie nakładem Total War, dopiero z czasem ukazał się również na płycie dzięki Under The Sign Of Garazel Productions.

Zespół przygotował dla nas 9 utworów, dając nam w sumie 36 minut muzyki. To co usłyszymy na owej płycie trudno nazwać muzyką. Upiór stworzył z nietrzymających się kupy zlepek materiał, który jest wręcz asłuchalny. Powiedzmy sobie szczerze kto wytrzyma z normalnych słuchaczy, choć do drugiego utworu? No właśnie... ale to przyciąga do odsłuchu. Jak łatwo się domyślić, od początku Xarzebaal miał na celu tworzenie utworów tylko dla garstki osób. Nawet nie wiem czy „garstka” to prawidłowe tutaj określenie. Pamiętacie jak za dzieciaka rozkładaliście garnki wraz z talerzami matce na pół pokoju i tłukliście po nich z całych sił? Tak właśnie brzmi perkusja na tym albumie. Jeśli chodzi o gitary, nie są szczytem osiągnięć, ale chyba nie o to tu chodzi? Wokal.. Witchslaughter nie stara się trafiać w partie gitarowe czy klimatycznie growlować, on wręcz wyżyguje słowa krzekami, skowytami czy różnymi okrzykami. Początkowo zastanawiałem się nawet czy nie są to jakieś losowe słowa, bo nic nie zrozumiemy tekstu, a nawet jeśli to pojedyncze słowa wyrwane z kontekstu.

Tak naprawdę trudno tu cokolwiek oceniać. Album jest napisany jakby na kolanie w 15 minut. Jest ciężki, toporny, powodujący wylewy z każdego otworu w głowie. Jedno co jest piękne w tym wszystkim to to, że pomimo tego surowego klimatu wciąż znajdują się tacy ludzie, między innymi  jak ja, którzy uważają takie albumy za dzieła sztuki i wchłaniają, każdy dźwięk z uśmiechem na ryju.

Cóż mogę powiedzieć, cała dyskografia spoczywa na półce i czekam na jakiekolwiek wieści z obozu Xarzebaal. Dla niecierpliwych Upiór wydał solowy projekt spod szyldu Nurt Ognia.
Tak w ogóle wydaje mi się, że zbiegiem czasu złagodnieli...
Ocena Końcowa: 8/10

wtorek, 3 marca 2020

Sovran - Exitus Letalis (2020)

Zawsze pozytywnie podchodzę do nowych nazw na scenie metalowej. To chyba kwestia tego, że nigdy nie wiadomo czego spodziewać się po świeżakach, zawsze materiałem mogą wprowadzić, choć odrobinę zaskoczenia niż zespół z 20 letnim stażem.

Tym razem po długiej przerwie spowodowanej rozsterkami życiowymi, pochylam się nad projektem Sovran, dokładnie nad materiałem Exitus Letalis, który ujrzał światło dzienne 14 lutego 2020 roku, a cały album dostępny jest na bandcampie zespołu.

Sovran to dwuosobowy projekt, choć śmiało można rzec, że za całym projektem stoi człowiek ukrywający się pod pseudonimem Szamot, który odpowiedzialny jest za warstwę muzyczną i skoro zaczęliśmy od strony muzycznej przystańmy chwile ku niej. Album Exitus Letalis trwa zaledwie 28 minut, w czym 1/3 materiału to instrumentale, które brzmią jak wypychacze rozciągające długość poszczególnych utworów i choć jestem w stanie to jeszcze zrozumieć, tak bonusowy utwór Evoultion po pierwszym odsłuchu wyjebałem z odtwarzacza... Spytacie dlaczego? Otóż black metal nie musi być „pięknie” i „czysto” nagrany, ale to co ukazuje wyżej wymieniony utwór doprowadza do bólu uszu.. nie mam pojęcia czym był nagrywany, dlaczego tak drastycznie brzmi i co zespół miał na myśli dodając go jako bonusowy kawałek? Tym bardziej, że jest to zwykły instrumental nie trzymający otoczki klimatu reszty albumu. Może jest zachętą w stronę innych projektów około instrumentalno/ambientowych Szamota ? Jeśli taki był pomysł, to niestety nie wypalił, a wręcz przeciwnie odstrasza słuchacza. Kolejna sprawa nieco uboga perkusja, stanowczo jest jej za mało i brzmi jakby była nagrana na automacie. Na pochwałę zasługują kwestie gitarowe , które nie raz poruszyły moją głowę w ruch.Gdy emocje opadły, zwróćmy uwagę na moją ulubioną rzecz, a jest nią wokal. Za mikrofonem na albumie stoi niejaki Deka. Mimo, że wokalu jest tu stanowczo mało i nie mamy do czynienia z profesjonalizmem, ani z ciężarem, od razu wpadł w ucho i słuchało mi się go  zaskakują dobrze. Teksty wprowadzają nieco otoczkę melancholii w całość klimatu co uważam za plus, choć też nie są wybitnie poetyckie, niestety jakby pisane na szybko na kolanie. Ogólnie rzecz biorąc album Exitus Letalis nie jest odkryciem roku i na pewno nie wprowadza niczego nowego na scenę black metalową. Owszem są plusy, nieco więcej wad, które na pewno da się poprawić, bądź całkowicie wymazać. Mimo wszystko dość często materiał bywa w moich słuchawkach i na pewno kupie nośnik fizyczny, który podobno ma się w najbliższym czasie ukazać. Mam nadzieję, że idealnie dobrałem ocenę, by nie zraziła artysty, a zarazem zachęciła do przyłożenia się nad kolejnymi pomysłami.

Ocena Końcowa: 6,5/10