czwartek, 21 listopada 2019

Faust - Wspólnota Brudnych Sumień (2019)

Na zespół Faust wpadłem całkiem przypadkiem, bodajże przeglądając sklep wydawnictwa Putrid Cult. Moją uwagę przykuł polski tytuł "Wspólnota Brudnych Sumień" wklepałem w wyszukiwarkę i to co usłyszałem całkowicie mnie zaskoczyło. "Wspólnota Brudnych Sumień" to tak zwany drugi debiut zespołu. Dlaczego tak twierdzę mimo, że grupa posiada w dyskografii jeszcze dwa pełne wydawnictwa plus dwa kolejne dema z początków działalności? Otóż dla tego, że grupa po ośmiu latach aktywności zawiesiła działalność. I właśnie w 2019 roku dokładnie 10 października wydała trzeci pełno prawny album po 16 latach przerwy! Ogromna przestrzeń czasowa, a wiadomo takie powroty często nic dobrego nie wróżą, ale zapewniam wam, nie tym razem! Warto wspomnieć, że dystrybucją płyty zajął się Putrid Cult, a wydawcą jest sam zespół.

Wraz z powrotem na scenę Faust lekko zmienił styl grania przedtem można było doszukać się mieszanki klimatów death/black metalowych, a teraz aktualnie mamy tu wpływ trashu z dużym wpływem death metalu. Od razu można zauważyć ogromny nacisk na poruszaną tematykę pedofilii w kościołach katolickich i tu ogromny plus, że zrezygnowali z angielskojęzycznych tekstów na cześć rodzimego języka. Album jest bardzo ciężki, każdy z utworów jest innym przykładem nieczystych działań kościoła. Mym faworytem jest na pewno "Samotność" można by rzec ballada, która łapie za sumienie - jeśli je jeszcze posiadamy. Strona instrumentalna stoi tu bardzo wysoko najłatwiej możemy to usłyszeć w utworze "Homo Homini Deus" potężne riffy i znakomita praca perkusji robi tym sposobem z niego najcięższy numerem. Oczywiście również trzeba pochwalić Macieja Bartkowskiego i jego charakterystyczny wokal, który świetnie się komponuje wśród instrumentów. Usłyszymy zarazem delikatny śpiew w wyżej wymienionym numerze "Samotność" jak i również jego cięższe oblicze. I mimo, że rzadko słucham takich klimatów płyta weszła mi od samego początku, aż do końca z ogromnym zaskoczeniem oczywiście w pozytywnym znaczeniu. No może jest jeden delikatny według mnie minus cover "In The Name of God" kapeli Unleashed, który absolutnie nie pasuje klimatem do reszty albumu.



Album jak i zespół zrobił na mnie ogromne wrażenie. Mam wrażenie, że panowie włożyli kawał czasu i poświęceń byśmy otrzymali tak udany materiał  i przekaz, gdyż mimo, że plują kłamstwami l prosto w twarz, my łatwo wierni i bezsilni przytakujemy i idziemy wybranymi przez nich drogami. Grupa porusza naprawdę ciężki temat, ale i ważny bo mimo coraz częstszego słyszenia o pedofili w religii katolickiej ludzie nie chcą przyjmować tego do świadomości omijają na wszelkie sposoby. Świetnie im wyszło również połączenie tych faktów z ciężarem a zarazem z melodyjnością albumu co sprawia, że nie raz noga chodziła w rytm riffu! Już to pisałem zespołowi ale napisze jeszcze raz na takie powroty warto czekać szesnaście lat, a inni niech patrzą na Fausta, biją mu pokłony i biorą z nich przykład. Ewidentny kandydat na płytę roku!
 Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz