AntiFlesh, to wrocławska ekipa
działająca na scenie od 2013 roku. W swojej dyskografii prócz
omawianego studyjnego albumu Ashes, posiadają demo, In Peccatis
Nostris In Sanguine z 2014 roku i tegoroczny split Underground
Covenant - Anal Terror II wydany wspólnie z zaprzyjaźnionymi
kapelami.
Nie przedłużając skupmy się na
krążku Ashes, na który przyszło nam czekać 7 lat od założenia
ekipy. Materiał ukazał się 23 lutego, lecz dopiero po kilku
miesiącach, otrzymujemy go w postaci nośnika fizycznego, a to
dzięki kolumbijskiej wytwórni Tribulacion Records. Wydawnictwo
składa się z 8 numerów, które w całości daje ponad półgodzinny
album. Już od pierwszych minut mamy do czynienia z solidnie zagranym
black metalem. Tak naprawdę trudno się do czegokolwiek przyczepić,
mam wrażenie, że chłopaki z AntiFlesh dusili materiał w studiu
póki nie uzyskali materiału w stanie perfekcyjnym bez jakichkolwiek
potknięć. Melodyjne riffy, wraz z agresywną perkusją tworzą
idealną parę. Najmocniejszym atutem albumu są spowolnienia między
innymi w dwóch ostatnich utworach Act I, bądź Act II, które
dodają znakomity klimat podczas odsłuchów w całości. Skupmy się
na kwestii wokalnej. Vomit operuje potężnym growlem, który do
znużenia przypomina wokale z islandzkich produkcji black metalowych
– czy to dobrze? Dla mnie jak najbardziej! Oczywiście nie byłbym
sobą, gdybym nie przyczepił się do angielskojęzycznych tekstów..
rozumiem szansa wybicia się za granicą, ale nasz rodzimy język
genialnie się prezentuje w owym gatunku muzycznym.
Podsumowując Ashes jest pewnego
rodzaju bardzo udanym hołdem dla drugiej fali black metalu,
zawierając przy tym elementy nowoczesnego grania. Nie jest to
przełomowy album na polskiej scenie metalowej, ale chyba nie o to w
tym wszystkim chodzi ..
Tak na sam koniec, osobiście
widziałbym zespół w nieco bardziej rytualnych odłamach black
metalu. A to wszystko przez klimatyczny growl wokalisty.
Ocena Końcowa: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz