Nowy
rok praktycznie za nami, więc wypadałoby podsumować 2019. Od
razu zaznaczam, że to nietypowe podsumowanie jest tylko i wyłącznie
moim wyznacznikiem gustu, a poniższe tytuły w poszczególny sposób
odróżniają się od setki wydanych płyt w tym roku i są godne, choć jednorazowego odsłuchu. Również zdaje sobie sprawę, że w
tym roku wyszło multum albumów i wiele mogłem ominąć. Kolejność
tytułów jest czysto przypadkowa.
Polskie wydawnictwa:
Faust – Wspólnota
Brudnych Sumień
Sznur – Zabić się
będąc martwym
Stworz – Mój kraj
nazywa się śmierć
Dom Zły – Rytuał
Rivers like Veins - Z
Iskier Srebrnych Orszaków
Батюшка -
Панихида
Gruzja – I iść
dalej
Arkona - Age Of
Capricorn
Innym materiałem nie
mógłbym rozpocząć podsumowania roku. Faust i jego wielki powrót
po 16 latach spoczynku. Do czynienia mamy z death metalowym graniem z
domieszką klimatów trashowych i mimo, że album nie należy do
najcięższych, nie zabraknie mocniejszych momentów. Najważniejszym elementem „Wspólnoty Brudnych Sumień” jest
tematyka zawarta w nim. Albowiem dotyczy pedofilii w kościołach
katolickich, o której coraz częściej się słyszy.
Drugi krążek
Wałbrzyckiej hordy, za którą stoi Seth z już kultowego Moontower.
Materiał znacznie różni się od debiutu. Cięższy, brudniejszy i
żywszy, a mimo to wciąż odnajdziemy najlepsze cechy poprzedniczki.
Seth wraz z Zer0 stworzyli album upokarzający człowieczeństwo
dwudziestego pierwszego wieku, ukazujący ślepotę i zanik
najważniejszych cech człowieka. To wszystko tworzy album godny
sprawdzenia.
Stworz to jeden z
zespołów, którego twórczość łykam od razu. Wojsław dumnie słowiański
klimat na swoje materiały. Tak naprawdę w swojej dyskografii nie
posiada ani jednego gorszego wydawnictwa. Z roku na rok słychać
ogromny progres w jego dokonaniach. Album „Mój kraj nazywa się
śmierć” ma szczególne miejsce w mojej kolekcji poprzez wielkie
podobieństwo do pobocznego projektu Kres.
Dom Zły – Rytuał
Puławska ekipa stworzyła materiał wręcz genialny. Album, na który czekałem, spełniający moje wszystkie oczekiwania. Grający na emocjach, uczuciach pozwalający na dłuższe refleksję, a zarazem nie nużący. Mieszania ciężkiego sludgu'e, crusta i post-black metalu wraz z genialnym wokalem wokalisty, aż powoduje ciarki na całych plecach. Niestety zaraz po premierze albumu, Krzysztof odszedł od zespołu po czym zastąpiła go wokalistka. Co z tego wyjdzie na pewno dowiemy się z czasem. Jedno jest pewne, na koncertach radzi sobie znakomicie.
Kolejny bardzo udany
album na polskiej scenie. W porównaniu z lekko chaotycznymi
poprzednimi wydawnictwami tutaj mamy w pełni przemyślany i
precyzyjnie skomponowany materiał. Icyvr w końcu odnalazł kurs,
którym dumnie kroczy i jedno jestem pewien w
niedalekiej przyszłości może namieszać sporo na scenie.
Батюшка -
Панихида
O aferze wokół Batushki
słyszał chyba każdy interesujący się choć odrobinę muzyką
metalową. Album Krzysztofa jest znacznie lepszym spadkobiercą
„Litorgiya” Materiał wciąż
dumnie kroczy przetartymi szlakami debiutu, genialny klimat, a nawet
delikatniejsze cięższe brzmienie. Nie bójcie się sprawdzić
albumu, naprawdę warto.
Gruzja – I iść dalej
Trzeba przyznać, że
Gruzini troszkę namieszali na polskiej scenie. Nietypowe podejście
do black metalu, teksty, ubiór czy zaczepki w stronę innych kapel,
a na dodatek według mnie zalatujący żenadą facebook. Tak naprawdę
cholernie długo przekonywałem się do ich twórczości, dopiero po
genialnym show na krakowskim koncercie udało mi się przemóc. Nawet
jestem w stanie stwierdzić, że o wiele lepiej radzą sobie na
żywo niż na materiałach. Nie ukrywam, że gdyby nie obecność na
ich koncercie bardzo możliwe, że nie pojawili by się tutaj.
Tak naprawdę pierwszy
odsłuch tej płyty był dla mnie ogromnym szokiem. "Lunaris" wciąż jest dla mnie jedną z
najważniejszych płyt w black metalu. Klimat, wokal i teksty zawarte
w niej tworzą płytę dekady i za każdym razem gdy do niej wracam
mam ciarki na plecach. Jeśli chodzi o „Age Of Capricorn”
niestety nie przebija swojej poprzedniczki. Muzycznie nie jest
najgorzej, wciąż czuć charakterystyczne riffy zespołu. Niestety
brak tekstów w polskim języka – jak dla mnie największa wada
albumu, chociaż to pewnie zasługa innego wokalisty. Niektórzy
słyszą podobieństwo do Mgły, jak tego nie potrafię się doszukać.
Mimo, że płyta nie jest wybitna polecam zapoznać się z nią, bo przecież nasza Arkona jest jedna z lepszych polskich black metalowych
zespołów!
Zagraniczne wydawnictwa:
Tableau Mort - Veil of
Stigma. Book I Mark of Delusion
Sørgelig – We, The
Oblivious
מזמור
– Cairn
Advent Sorrow - Kali
Yuga Crown
Vukari – Aevum
Mephorash - Shem Ha
Mephorash
Haxandraok - Ki Si Kil
Ud Da Kar Ra
Londyński zespół wydał
genialny debiutancki krążek. Mimo, że z albumu wręcz wylewa się
klimat polskiej Batushki i widać, że panowie wzorowali się na niej. Mówcie co chcecie, ale wśród wszystkich parodii i kopi naszego
rodzimego zespołu Tableau Mort jest godnym polecenia hordą.
Jeśli stawiacie na klimat, a nie na ciężar ten album jest dla was.
Również warto zaznaczyć, że panowie nie próżnują i zaczęli
prace nad kolejnym materiałem.
Greccy muzycy
wielokrotnie odcisnęli pieczęć na scenie black metalowej, na
zespół trafiłem czysto przypadkowo i okazał się strzałem w
dziesiątkę. Bezlitosny, brudny i surowy materiał czyni go jednym z
najlepszych albumów zespołu.
Jedno osobowy projekt
tworzący doom metal z domieszką black metalu. Bardzo klimatyczne
riffy, ciężka perkusja i charakterystyczny wokal, te trzy cechy
sprawiły, że album „Cairn” spędza wiele godzin w moim
odtwarzaczu. Jedyną wadą jaką mogę wytypować są cholernie
długie utwory.. ale czego możemy spodziewać się po doom metalu..
Jak dotąd omijałem
szerokim łukiem poczynania Advent Sorrow, do czasu, aż usłyszałem
kawałek „Wolf & Weapon”, który zeżarł mnie i wypluł! Od
razu poczułem potrzebę sięgnięcia po nowy krążek i okazał się
najlepszy w dorobku austrialijskiego zespołu!
Kolejne odkrycie roku,
genialny krążek. Aż dziwne, że nie znałem panów wcześniej,
choć raczej wiele nie straciłem, bo tak naprawdę tylko tegoroczny
album zrobił mi sieczkę z mózgu. Genialne gitary, praca perkusji
na najwyższym poziomie i te melodyjne riffy! Nic dziwnego, że
nakład rozszedł się jak świeże bułeczki.
Szwedzkie dzieło. Album,
na który czekałem od pierwszych informacji wydawniczych.
Wiedziałem, że grupa stworzy materiał na miano płyty roku.. - i tak
było. Aż 74 minuty wręcz znakomitego rytualnego grania nie
pozwalającego na ani minute znużenia. Genialne przerażające
wokale, doprawione klimatycznymi wstawkami damskich wokali czy a'la
chórami, dodając przy tym melodie dramatyzmu czy elementy pianina, bębnów, czyni to wszystko obłędnym albumem!
Grecki gitarzysta grający
w takich zespołach jak Acherontas czy Devathorn wraz z polskim
bębniarzem utworzyli projekt, który zaowocował bardzo klimatycznym
krążkiem. Panowie stworzyli album przesiąknięty okultyzmem, wręcz
nadający się na wieczorne rodzinne rytuały. Na pewno musimy
zwrócić uwagę na szaleńczą prace perkusji i dosyć klimatyczny, a zarazem charakterystyczny wokal.
Mam nadzieję, że panowie nie przystaną na jednym materiale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz